[464] Patrycjuszka. Choćby na koniec świata

[464] Patrycjuszka. Choćby na koniec świata

21 czerwca 2022 1 przez Aleksandra

Eurein dostała informację o tym, że jej narzeczony zginął. Nie potrafi jednak dać temu wiary i postanawia wyruszyć w podróż, by go odnaleźć. Droga jest niebezpieczna i trudno powiedzieć dokąd właściwie zaprowadzi, więc postanawia wynająć najlepszego najemnika, o jakim słyszała – Avero an Daara.

Niedawno przeczytałam na wypowiedź Anety Jadowskiej, w której pisarka tłumaczyła, że Dora jest jaka jest (wspaniała, z wyjątkowymi korzeniami, utalentowana, inteligentna, piękna, pożądana przez wszystkich i w ogóle superhiper), bo tak właśnie pisało się bohaterki romansów paranormalnych w 2010 roku, kiedy powstawała. Sądziłam, że schemat jest już wytarty, obśmiany i generalnie takie postaci raczej nie powstają, tymczasem trafiłam na taką w high fantasy z 2022 roku i jest nią Eurein. To bohaterka konsekwentnie antypatyczna i wykurzająca, przede wszystkim dlatego, że jest mocno skupiona na sobie i tym czego by chciała, jednocześnie totalnie olewając całą resztę – nawet kiedy dowiaduje się, że jej rodzina może być zagrożona, bo przypadkiem wplątała się w coś okropnego i o potencjalnie katastrofalnych konsekwencjach, nie widać w niej przejęcia, nie ma pragnienia natychmiastowego działania – Eurein po prostu cieszy się chwilą spokoju, w towarzystwie Amaina. Natomiast kiedy an Daarowi zaczyna grozić niebezpieczeństwo rzuca się na pomoc, kompletnie nie przejmując się konsekwencjami i swoimi szansami, nie słuchając rad. To zarazem sprawia, że jako postać rozwija się średnio – w momencie, kiedy wydaje się, że doświadczenia podróży czegoś ją nauczyły, dziewczyna wraca do punktu wyjścia. Teoretycznie można by to tłumaczyć miłością, problem w tym, że relacja między Avero a Eurein jest po prostu niewiarygodna – nie widzimy jej rozwoju, nie ma tu przemyśleń postaci, ich emocji i wahania jest bardzo niewiele, więcej po stronie an Daara niż Eurein, która przecież powinna mieć ku temu mnóstwo powodów. Jak po stronie Amaina widać chociaż pociąg seksualny, tak po stronie Eurein nie ma nic i w zasadzie to nawet jakoś szczególnie nie dziwi, bo ta postać po prostu niewiele dostrzega i nad niewieloma rzeczami się zastanawia.

Na szczęście pozostałe postaci Patrycjuszka ma znacznie ciekawsze. Avero jest kreowany na świetnego wojownika, ale z ludzkimi cechami – honorem, troską o innych, skrupułami oraz sumieniem, co nie jest typowe dla Amainów, ale te wszystkie cechy rzeczywiście w nim widać (i wyjaśnia to przy okazji dlaczego jeszcze nie zamordował swojej zleceniodawczyni). Kasaar jest jego wyostrzeniem, bardziej sarkastycznym i mniej wyrozumiałym, ale opozycja miedzy tymi dwoma mężczyznami doskonale pokazuje różnicę miedzy Amainem pełnej krwi a półkrwi. Całkiem nieźle przy tym wypadają także postaci z dalszych planów, choć bywają nieco jednowymiarowe. To jednak może być kwestia przyjętej perspektywy i tego, że tak naprawdę rzadko przejmują narrację.

Fabuła tak właściwie składa się z dwóch części. Pierwsza to poszukiwanie narzeczonego, druga następuje po tym, jak już zostaje odnaleziony i dotyczy tego, co ze spotkania wynika. Obie te części trzymają równy poziom – dzieje się sporo, jest ciekawie, aczkolwiek wyraźnie widać, że jest to początek serii i intryga dopiero się zawiązuje. Nie mam jednak wątpliwości, że ostatecznie okaże się skomplikowana – już teraz zarysowanych zostało kilka naprawdę solidnych wątków, bohaterowie mają poważne problemy, a przed nimi z pewnością pojawią się kolejne.

Sam świat poznajemy stopniowo. Najwięcej dowiadujemy się sytuacji politycznej i Pustkowiach, pojawiają się przebłyski historii. Generalnie informacji jest dość, by poczuć klimat powieści oraz żeby świat nie sprawiał wrażeni pustego i niedookreślonego, a przy tym informacji nie jest zbyt dużo – czytanie nie męczy, nie ma też przeciążenia nadmierną ilością opisów.

W kwestii niemęczącego czytania pomaga także styl autorki – narracja prowadzona jest płynnie, językiem dość prostym, ale pojawia się także smaczki w postaci kwestii pozostających w domyśle czytelnika. To zabieg, który czasami lepiej buduje postaci, a czasami powstają z tego dość zabawne sytuacje, bo myśl czytelnika biegnie w zupełnie inną stronę niż się później okazuje.

Patrycjuszka nie jest powieścią idealną, ale jest bardzo dobrym debiutem – spójnym, ciekawym i
dobrze napisanym. Ma swoje wady i mam nadzieję, że zostaną choć trochę wyprostowane w
kolejnych tomach, ale już w tej chwili mogę ją polecić – jeśli szukacie fantastyki w klasycznym stylu, to powinna Wam się spodobać.

K. Żuk-Wieczorkiewicz, Patrycjuszka. Choćby na koniec świata, Gdańsk 2022.

Egzemplarz recenzencki otrzymałam dzięki uprzejmości autorki.