[431] Wszystko pochłonie morze
8 sierpnia 2021Państwem rządzi książę, który ma swoich trzech dzielnych rycerzy. Jest jednak stary i bez następcy, co oznacza, że wielu chce wykorzystać okazję i zająć jego miejsce. Knują więc intrygę, w wyniku której książę znajduje się na skraju śmierci, a jego dzielny rycerz umiera. Pozostali muszą znaleźć sposób, by uratować swojego władcę, a przy tym samemu nie zginąć.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w tej książce, to ilość powtarzanych informacji. Leto staje w drzwiach, następuje akapit przemyśleń bohaterki, znów informacja, że Leto staje w drzwiach. Nad dzielnicą luster pada deszcz, co źle wróży, kilka stron dalej powtórzenie wiadomości, że deszcz źle wróży, kolejnych kilkanaście stron, deszcz źle wróży… Bohaterka ma złe przeczucia, co jest powtarzane przez kilkanaście stron i tak właśnie już po pierwszym rozdziale miałam ochotę odłożyć książkę i nigdy do niej nie wrócić, bo naprawdę – to wszystko można zrozumieć już za pierwszym razem, a Wszystko pochłonie morze nie jest wielką powieścią z nadmiarem informacji, przez które można zapomnieć o takich rzeczach.
Jednak jej nie odłożyłam, bo fabuła mimo wszystko wydawała się ciekawa – w powieści jest sporo intryg, zwrotów akcji, kilka tajemnic, bohaterowie żyją w ciągłym napięciu, grozi im niebezpieczeństwo i nie są pewni, komu mogą zaufać. Tu się jednak pojawił kolejny problem – żadną miarą nie mogłam się w nią wciągnąć. Zaczynałam czytać i odkładałam książkę, sięgałam po inną. Myślę, że po części wynika to z tego powtarzania informacji, ale powieść ma też inne problemy.
Bohaterowie są pozbawieni wyrazu – zupełnie nie mogłam się nimi zainteresować czy przejąć, bo w zasadzie wydawali się jednakowi, często nadmiernie wyidealizowani lub zbyt dwuznaczni, pozbawieni prywatnych ambicji czy motywacji i po prostu nieludzcy w tym, co myśleli i jak podejmowali decyzje. Jednocześnie autorka tak bardzo się na nich skupiła, że w ogóle nie można było przejąć się losem kraju – zagrożenie zewnętrzne i wewnętrzne było rozmyte. Ktoś tam może zaatakować, ktoś inny zabić, ale tak naprawdę wszystko sprowadza się do indywidualnego zagrożenia bohaterów, a cała polityka jest czymś niezrozumiałym, bo zbyt słabo przedstawionym.
W powieści miały występować syreny, tak przynajmniej sugeruje okładka. Tymczasem pojawia się tylko jedna opowieść o syrenie. W żaden sposób nie jest nowa czy oryginalna. Głowna bohaterka ją słyszy, ale w zasadzie nie wie, dlaczego jej ją opowiedziano i w czym miałaby ją pouczyć. Ja też nie wiem, bo nijak się nie ma do całej reszty książki.
Wszystko pochłonie morze miało być przyzwoitą książką rozrywkową, ale nią nie jest – średnio zapewnia rozrywkę, nie ciekawi, zupełnie nie emocjonuje, bo nie ma czym. To po prostu bardzo przeciętna i nijaka powieść.
M. Kubasiewicz, Wszystko pochłonie morze, 2021.