
Nie jest dobrze być człowiekiem
23 października 2020Nigdy nie uważałam się za rewolucjonistkę. Nigdy nie widziałam się w grupie ludzi w trakcie wielkich wydarzeń – strajków, protestów. Niespecjalnie wierzyłam w ich skuteczność, przez lata też nie byłam wcale przekonana, że postulaty protestujących są na pewno na tyle dobre (?), właściwe (?) bym chciała się pod nimi podpisać. A potem wzięłam udział w Czarnym proteście. Protestowałam przeciwko konstytucji dla nauki. W ciągu ostatnich lat podpisywałam listy protestacyjne, wychodziłam na ulicę. Już nie zastanawiałam się, czy wszystkie postulaty są zgodne z moimi poglądami. Nie są, nie muszą – nie mam na tyle dużego ego, by swoje poglądy narzucać innym. Zmiana nie wzięła się z niczego, wynikła z bezradności, gniewu i strachu. Wynikła też ze zwykłego zastanowienia się nad tym, co jest dobre, a co złe oraz czysto ludzkiej empatii.
Nie jestem przekonana do macierzyństwa. Od lat znajduje się w sferze rozważań, ale jak teraz cokolwiek rozważać? Jakie emocje będą mi towarzyszyć, jeśli któregoś dnia wpadnę? Przecież nawet jeśli dziecko urodzi się zdrowe, to może być dziewczynką, a nie jest dobrze w tym kraju być kobietą. Za dużo się od nas wymaga, oczekuje, za dużo musimy, powinnyśmy, bo jesteśmy kobietami. I nigdy nie są to rzeczy dobre dla nas, z naszego punktu widzenia, bo przecież tradycyjna rola kobiety ma się świetnie, tylko trzeba ją było zaadaptować do naszych czasów, dołożyć tego, co powinnyśmy, tak w myśl postulatów Orzeszkowej. Stosunkowo łatwo było mi stworzyć swoją bańkę, w której jestem po prostu człowiekiem z własnymi celami, oczekiwaniami od siebie i świata, a to co nie pasuje odsunąć poza nią. Tak by wiedzieć o świecie i w razie potrzeby móc się zachować jak człowiek, bo nie każdy ma taki komfort jak ja, ale też by za bardzo mnie to wszystko, co się dzieje nie dotykało. Tylko że ta bańka każdego dnia coraz bardziej się zacieśnia, jest coraz mniejsza i nie mam złudzeń – któregoś dnia zniknie całkiem. W końcu człowiek, który mówi, że należy skoczyć z prawami człowieka zamiast zostać publicznie potępiony otrzymuje tekę ministra.
Konstytucja w ostatnich latach ma niewielkie znaczenie. W ostatnich miesiącach w ogóle mam wrażenie, że gdyby ją postawić na półce z fantastyką, to nikt by się nie zdziwił. A teraz proszę, nagle jej zapisy mają znaczenie, dziwnym trafem w przypadku fragmentu ustawy, który tyle razy w ostatnich latach chciano zmienić, ale się nie udawało.
Od kilku miesięcy towarzyszy nam niepewność i strach. Zaczynam się zastanawiać, czy nie będzie to teraz stan permanentny, bo powodów coraz więcej. Bezradność się pogłębia, ale na gniew już chyba nie mam siły.
Nie jestem za aborcją, właściwie nie wiem jak zachowałabym się w sytuacji, kiedy musiałabym podjąć tak trudną decyzję. Chociaż teraz i tak nie mogę jej podjąć, bo nikogo nie obchodzi zdrowie fizyczne i psychiczne kobiety. Liczy się embrion, płód – zwał jak zwał. Jak można stwierdzić, że umieranie dziecka w męczarniach zaraz po urodzinach nie wpłynie na psychikę rodziców. Fakt, aborcja też wpłynie, ale nie w takim stopniu jak noszenie dziecka przez kilka miesięcy ze świadomością, że i tak umrze. W bólach rodzić, by za moment umarło. To nie jest humanitarne. „Prolife” to raczej „probirth”, bo do narodzin bronią jak lwy, a później to już nikt się nie interesuje.
Obecnie sama jestem w ciąży. Gdybym teraz miała zdecydować się na macierzyństwo – nie zrobiłabym tego. I jeśli nic się nie zmieni w tym kraju, to na kolejne dziecko na pewno się nie zdecyduję.
Mam nadzieję, że z Twoją ciążą wszystko będzie w porządku do samego końca.