[364] Wielki Północny Ocean: Bóg

[364] Wielki Północny Ocean: Bóg

22 czerwca 2020 1 przez Aleksandra

Rin nadal musi podjąć decyzję dotyczącą swojej przyszłości i staje się ona coraz trudniejsza. Niespokojne czasy, rosnące problemy wewnętrzne państwa oraz te drobniejsze, prywatne nakładają się na siebie powodując coraz większe zagubienie chłopaka i lęk przed oddzieleniem od Porucznika. Z kolei decyzja o pozostaniu przy nim także zdaje się nie mieć racji bytu – Danaen tego nie chce, na dodatek jego dobre imię mocno ucierpiało wskutek pewnych wydarzeń…

Strasznie trudno mi się opisuje fabułę kolejnych tomów Wielkiego Północnego Oceanu, a Bóg stanowi do tej pory największe wyzwanie. Jak już wspominałam w przypadku poprzedniego tomu, nie jest to seria, która dąży w jasno określonym kierunku. Główny wątek niby jest jako tako prowadzony, ale nie można mieć wątpliwości co do tego, że stanowi on tylko pretekst do opowiedzenia innej, ważniejszej historii – przeżyć i przemian bohaterów. Dlatego też na ten tom, jak zresztą wszystkie dotychczasowe, składa się kilka dużych wydarzeń i cała seria małych, pozornie nieistotnych, ale w gruncie rzeczy mających największe znaczenie. To chyba z tego wynika tak duży kontrast w opiniach na temat serii – szukający klasycznego fantasy (a tak książkę przedstawia wydawnictwo) nijak nie może zachwycić, natomiast szukający czegoś więcej może trafić na tę książkę tylko przypadkiem, a potem się zdziwić.

O czym więc jest Bóg? Cóż, w zasadzie to o ludziach. Bardzo dużą część książki zajmują rozważania głównych bohaterów. W tym tomie przede wszystkim Rina, który nadal mierzy się z problemem podjęcia ważnej decyzji co do swojej przyszłości. W jego postaci wciąż widzimy straumatyzowanego chłopca, który musi dorosnąć i nie do końca wie, w jaki sposób się do tego zabrać. Ważne są tu relacje rodzinne, ale zważywszy na okoliczności nie są one klasyczne – mamy raczej przerzucenie emocji i skojarzeń na innych ludzi, upatrywanie w nich rodziców za sprawą wykształconych w międzyczasie więzi. Tak więc Tesil staje się matką, Danaen ojcem w oczach Rina i rozstanie z nimi jest tym trudniejsze – to już nie tylko postrzeganie przez pryzmat ważnego nauczyciela czy wyrozumiałej kobiety, ale także związki emocjonalne, opieka, poczucie bezpieczeństwa i zrozumienia. Rinowi łatwiej zrezygnować z matki, ale pewnym sensie w ogóle łatwiej mu zrezygnować z jego bardziej uczuciowej natury. Właściwie ucieka przed nią, z tym, że jest to ucieczka niemożliwa – wciąż wraca postać Raena, jego lęk i emocje. Bardzo interesująca staje się scena, w której Rin odkrywa, że Raen to tak naprawdę on sam, jego druga strona – słaba, chora, ale wciąż żywa i walcząca, tak samo jak uczucia w Rinie.

Porucznik w tym tomie znów schodzi na dalszy plan, ale nie oznacza to, że znika całkiem. Jego wątek w tym przypadku skupia się na tym, w jaki sposób sprawdził się w roli opiekuna i z punktu widzenia Daneana nie jest to pozytywna ocena. Mężczyzna wraca także do przeszłości – wspomina swojego mistrza, pod koniec pojawia się nowy wątek polityczny. Rin po raz kolejny swojego przełożonego postrzega w kategoriach boskości, nieomylności i jako osobę zdolną odpowiedzieć na wszystkie pytania. Dochodzi jednak do tego, że Porucznik bogiem nie jest, nie jest też tak silny, wszechmocny, jakby się mogło wydawać – absolutnie wspaniała scena nad jeziorem i „Jestem… nagi…” [250].

Kwestia boskości w powieści pojawia się także jako potwierdzenie tezy o ludziach, którzy są źli i zezwierzęceni, która jest motywem przewodnim serii. Pasuje do niej także negatywna ocena Daneana przez otoczenie po tym, jak się poświęcił dla żołnierzy – szlachetność została ukarana, podziwiany dotąd Porucznik-bóg został ściągnięty z piedestału.

Motywem ważnym i powracającym w tym tomie jest też kwestia płci i jej postrzegania. W Wielkim Północnym Oceanie płeć biologiczna i kulturowa są ze sobą tożsame, nic zresztą dziwnego zważywszy na konstrukcję świata. Do tej pory można było odnieść wrażenie, że kobiety w powieści są przedstawiane i oceniane w sposób dość negatywny, tym czasem Bóg ukazuje je jako swego rodzaju źródło tęsknoty, ale też istoty cierpiące, uwikłane w układy i z mroczną przeszłością. Jednocześnie choć patriarchat w świecie powieści dominuje, to nie jest on źródłem szczęścia – „Bycie mężczyzną to jakaś kara” [258], „Nasz krzyk nigdy nie milknie. Nasz ból nie ma końca” [259]. Właśnie bycie mężczyzną, tym „prawdziwym”, staje się źródłem opresji – to dlatego Rin pije i chodzi do burdelu, dlatego impotencja jest czymś skrajnie wstydliwym i właśnie dlatego akt homoseksualny jest jednym z najwyższych upokorzeń – to wszystko chwieje stereotypowo pojmowaną męskością i może zniszczyć człowieka, pozbawić go honoru, a także dotknąć tych, którzy byli w jego otoczeniu, choćby przypadkiem.

Nie wiem, czy to nadal recenzja, czy już bardziej wstępna analiza i interpretacja, tym bardziej nie wiem, czy komuś pomoże w zadecydowaniu o przeczytaniu tej książki. Nie mniej – polecam, szczególnie jeśli macie ochotę na coś bardziej skomplikowanego i poszukanie tropów interpretacyjnych. Tych jest naprawdę dużo, a ja tylko muskam powierzchnię powieści.

K. Szelenbaum, Wielki Północny Ocen: Bóg, Warszawa 2013.

Wielki Północny Ocean
Morze ~ Kosmos ~ Bóg ~ Los ~ Wszędziebądź ~