[324] Mroczne Wybrzeża

[324] Mroczne Wybrzeża

10 września 2019 2 przez Aleksandra

Teriana jest piratką i ma nietypową przyjaciółkę – arystokratkę z lądu. Chcąc ją chronić przed nieciekawie zaplanowaną przyszłością, daje jej książkę, której treść powinna być chroniona przez ludzi morza. Niestety, książka dostaje się w nieodpowiednie ręce i Teriana, by ocalić swój lud, musi współpracować z armią podbijającą jej ojczyznę.

Fabularnie Mroczne Wybrzeża są przyzwoite. Przedstawiają dość nietypową historię, a choć niektóre wydarzenia można przewidzieć z dużym wyprzedzeniem, to jednak dostateczna ich liczba pozostaje dla czytelnika niewiadomą. Nie ma tu jednak intryg na szczególnie wysokim poziomie, w związku z czym, jeśli ktoś chciałby poczytać książkę, która będzie trzymać w napięciu i zachęcać do ciągłego stawiania pytania „co dalej?”, to jednak nie tutaj.

Wątek miłosny jest w zasadzie od początku oczywisty i pytaniem tutaj nie jest „czy bohaterowie będą razem?”, a „kiedy będą razem?”. Jest to ta bardziej naiwna część powieści, wykorzystująca chyba wszystkie możliwe klisze kulturowe i to w sposób nieco bezmyślny. Wiele problemów, które powinny wystąpić między dójką bohaterów czy nimi i ich otoczeniem nie występuje lub jest zbywana wzruszeniem ramion, bo przecież Marek jest przystojny. Że grozi, podbija i nie ma szczególnie dobrych zamiarów, to już nieważne…

Postaci są wykreowane w sposób przeciętny. Autorka bliżej przedstawia tylko kilka z nich, resztę pozostawiając jako mało istotne tło. Na pierwszy plan wysuwa się obarczony mroczną przeszłością i toną tajemnic (które wcale takie tajemnicze nie są) Marek. Postać dość ciekawa, chłopak zaplątany w problemy rodzinne, polityczne i wojskowe, który mimo wszystko chce postępować dobrze. Trochę żałuję tej jego przeszłości, bo przez nią niestety staje się nieco sztampowy i wtórny. Terianę scharakteryzować można przez pryzmat jej poczucia winy, które niestety chwilami jest naprawdę groteskowe – jasne, jest uzasadnione, ale chwilami aż przekoloryzowane, zwłaszcza, że poza nim w tej postaci nie ma nic. Ciekawie wypadają podwładni Marka – Feliks, Serwiusz i Tytus – którzy są dość niejednoznaczni i ich kreacja wiąże się z paroma zwrotami akcji, dlatego też nie będę się nad nimi dłużej rozwodzić.

Świat przedstawiony też jest przyzwoity. Na pierwszy plan wychodzi inspiracja Imperium Rzymskim, która rzuca się w oczy już na pierwszych stronach i jest całkiem nieźle wykorzystana – autorka nie opisuje świata w bardzo szczegółowy sposób, ale ogólna wiedza o antyku wystarcza, by uzupełnić sobie luki. Nie da się jednak zaprzeczyć, że ciekawiej wypadają Mroczne Wybrzeża, których kreacja nie opera się już na antyku, to raczej zbieranina różnorodnych kultur. Przedstawiona lepiej, choć też nie grzeszy szczegółowością.

Niczym mantrę powtarzam w tej recenzji określenie „przyzwoite”, ale nie ma się co dziwić – ta książka jest, ni mniej, ni więcej, przyzwoita i to chyba jej największy problem. Nie napisano jej w sposób nadzwyczajny, ani szczególnie zły. Nic nie wzbudziło we mnie szczególnej irytacji czy zachwytu i kiedy czytałam tę recenzję przed publikacją, jakieś dwa tygodnie po skończeniu książki, to niestety niewiele mogłam sobie przypomnieć. Ot, przeciętna.

D.L. Jensen, Mroczne Wybrzeża, tłum. A. Studniarek, Kraków 2019.
czytampierwszy.pl