[246] Błoto

[246] Błoto

3 maja 2018 0 przez Aleksandra

McAllanowie przeprowadzają się z miasta na farmę w Delcie Missisipi. Mężczyzna tak spełnia swoje dawne marzenia o pracy na roli, jednak dla jego żony nowe miejsce zamieszkania i towarzyszące mu problemy zdają się być koszmarnym snem, który zamiast się skończyć, staje się coraz bardziej rozbudowany. Nie ma tu jednak scen jak z horrorów – jest tylko codzienność. Straszna, przytłaczająca i brudna.

Błoto jest opowieścią o dyskryminacji. Na pierwszy rzut oka oczywiście wysuwa się rasizm względem Afroamerykanów, jest też najbardziej bezpośrednio przedstawionym wątkiem o najtragiczniejszych skutkach. Nie można jednak nie zwrócić uwagi na kobiety w powieści, które są w równym stopniu pozbawione prawa głosu i wolności osobistej. Laura jest tylko przedmiotem należącym do męża – to on podejmuje wszystkie decyzje i nawet jej o tym nie mówi, póki nie jest to absolutnie konieczne. To on karze kobietę za wszelkie odstępstwa, każde naruszenie swojego autorytetu – nawet jeśli chodzi o taki drobiazg jak zostawienie pianina. Przecież Laura musi się dostosować, przywyknąć, jest kobietą, na pewno będzie dobrą gospodynią… A dzieci? Dla Laury stają się najważniejsze, ale w samej powieści wypowiadają najwyżej kilka zdań. Krążą na obrzeżach fabuły i tylko dla głównej bohaterki mają jakiekolwiek znaczenie, inaczej nikt się nimi nie przejmuje, nie pomyśli, że może im coś grozić, że warunki w jakich żyją nie są odpowiednie… Wreszcie to powieść o dyskryminacji słabszych – starców, ludzi chorych, którzy po prostu muszą się dostosować. Nikt ich o zdanie i potrzeby nie pyta. Nie zastanawia się czego potrzebują, a problemy zrzuca się na karb charakteru czy braku odpowiedzialności. Błoto to opowieść o dyskryminacji właściwie każdej grupy poza jedną – młodych, silnych i zdrowych białych mężczyzn. Delta Missisipi jest tylko ich światem.

Błoto jest też powieścią o braku komunikacji. Nie sposób nie zapytać, czy gdyby Laura wiedziała o marzeniach Henry’ego to by za niego wyszła?, czy powieść zakończyłaby się w takich sposób dla głównych bohaterów, gdyby po prosu spróbowali się porozumieć?, czy byłoby w nich tyle żalu, niechęci do siebie? Oczywiście, zarówno ten problem jak i dyskryminacja, to w dużej mierze kwestia świetnie oddanych realiów epoki – rok 46 w Delcie Missisipi tak wyglądał – ale przecież to w żaden sposób nie umniejsza ich ważkości.

Tematyka powieści jest trudna, ale wykonanie nie pozostawia nic do życzenia. Tytułowe błoto nie jest tylko dosłownym brudem porywającym wszystko. Doskonale także oddaje to, co dzieje się z bohaterami i relacjami między nimi. Stopniowo grzęzną w poczuciu beznadziei, żalu i gniewu, uprzedzeń rasowych, stereotypów, nienawiści do otaczającej ich rzeczywistości. Błoto pozbawia ich blasku i dobra, co wyraźnie widać w przemianach, jakie zachodzą przede wszystkim w Laurze, głównej bohaterce. To ona początkowo była spoiwem łączącym różne światy, optującym za zgodą i zrozumieniem, ale stopniowo sama oddala się od Henry’ego, by ostatecznie pozwolić sobie na upadek, zbrukanie. Ale i inne postaci nie pozostawiają wiele do życzenia. Henry traci zainteresowanie domem i rodziną, odzyskuje je dopiero wtedy, gdy jest już właściwie za późno, najgorsze się wydarzyło. Ale on nie jest tego świadom, od samego początku jego rzeczywistość jest ograniczona, mężczyzna dostrzega to, co chce widzieć, pomijając wszystko inne i tak pozostaje do końca. Nie odbiera żadnej lekcji, niczego się nie uczy – jego pewność świata na to nie pozwala. Inaczej jest w przypadku Jamesa, jego brata – to on ostatecznie przyjmuje na siebie wszystko to, co złe. Już i tak zniszczony przez wydarzenia z wczesnego dzieciństwa i wojnę (swoją drogą genialne przedstawienie postaci z PTSD), teraz mierzy się ze złem, które ciągnie go jeszcze bardziej w dół. Czy ma szansę na przetrwanie? Trudno powiedzieć.

Jednocześnie najbardziej fascynująca jest Florence i to nawet pomijając jej połączenie chrześcijaństwa z rodzimowierczymi przekonaniami i wierzeniami. To z całą pewnością ona jest najsilniejszą i najmądrzejszą postacią w powieści. Florence przeczuwa wydarzenia, chce im zaradzić, ale nie może. Jej bezradność, gniew i ból matki najbardziej poruszają, choć początkowo wydaje się, że jest tylko jednym z wielu głosów powieści. To ona jednak staje się najważniejszą, obok Laury, postacią powieści. To interesujące – bohaterka skazana na największą dyskryminację okazuje się najważniejszą. Tylko potęguje to jej tragizm.

Podjęta tematyka sprawia, że Błoto jest powieścią ponadczasową. Jego wydarzenia rozgrywają się tuż po II wojnie światowej, jednak zarówno dyskryminacja, jak i problemy komunikacyjne nadal istnieją, nadal powodują te same tragedie. Jednocześnie nie jest powieścią nudną – „brudny” klimat wciąga czytelnika, interesuje rozgrywającymi się wydarzeniami i niejednokrotnie budzi gniew na zachowania poszczególnych postaci. To książka z tych, nad którymi warto się na chwilę zatrzymać niż do przeczytania na szybko i zapomnienia.

H. Jordan, Błoto, Kraków 2018.

czytampierwszy.pl