[225] Dwór skrzydeł i zguby

[225] Dwór skrzydeł i zguby

13 listopada 2017 0 przez Aleksandra

Jak wspominałam w recenzji Dworu mgieł i furii za trzeci tom serii musiałam się zabrać szybko, inaczej pewnie nigdy bym tego nie zrobiła. Teraz żałuję, że nie zdecydowałam się na to „nigdy”.

Feyra wróciła na Dwór wiosny, aby go zniszczyć. Opracowała bardzo „sprytny” plan, zrealizowała go, więc przyszedł czas na powrót do domu. Tam trwają już przygotowania do zbliżającej się wojny – Rhysand planuje spotkanie z pozostałymi władcami Prythianu i ustalenie wspólnego planu obrony.

To nie była przyjemna lektura. Właściwie wręcz przeciwnie i to od pierwszych stron. Feyra dotąd była mi dość obojętna, ale z początkiem Dworu skrzydeł i zguby stała się jedną z najbardziej irytujących postaci, jakie znam. Jej przekonanie o własnej mądrości, sprycie i potędze doprowadzają do szału, zwłaszcza, że w gruncie rzeczy jej zachowanie można ocenić wprost przeciwnie. I nawet obrót wydarzeń jej to udowadnia, co nie zmienia faktu, że główna bohaterka nadal uważa się za genialną.

Feyra to jednak nie jedyna postać, która traci w tym tomie. Zachowanie Rhysanda jest cokolwiek zastanawiające. Rozumiem trzymanie wielu rzeczy w tajemnicy, planowanie po cichu i tak dalej. Tylko że w jego przypadku robi się to aż bezsensowne – układ, jaki zawiera z Keirem mógł spokojnie przedyskutować z przyjaciółmi zamiast zaskakiwać ich już na samym spotkaniu. W stosunku do Mor jego zachowanie było wybitnie chamskie i bez sensu. Te wszystkie epitety, jakimi Feyra obrzucała go w poprzednim tomie nagle zaczęły bardzo pasować.

Ale to są postacie, które jakiś charakter mają. Przedstawienie książąt jest absolutnie genialne, nadal nie mogę wyjść z podziwu. Pierwsze spotkanie nieco zarysowało ich charaktery – ten wyniosły, ten gniewny i tak dalej. A potem dowiadujemy się, że to tylko gra, książęta w rzeczywistości są całkiem inni. Maas najwyraźniej jednak zapomniała, że skoro to gra, to trzeba im nadać inne cechy charakteru. Efekt jest taki, że wszyscy są tak samo pozbawieni wyrazu i tak bardzo do siebie podobni, jakby odbito ich na ksero.

Coś dziwnego w tym tomie zaczęło się dziać z seksualnością. Dotąd w krainach fae podchodzono do niej dość swobodnie – to, że poszczególne postacie mają kochanków jakoś nikogo nie ruszało. Jako wyjątek przedstawiono jedynie Dwór Koszmarów, gdzie „kobiety są cenne”. Tymczasem w Dworze skrzydeł… Feyra oburza się za sugestię, że jej siostra mogłaby się przespać z Lucienem, że hibernijska księżniczka dobrze bawiła się w czasie wojny za sprawą mężczyzn, jedna z postaci wstydzi się przyznać że jest lesbijką, gdzie jednocześnie poznajemy kilka par homoseksualnych, które nikogo nie ruszają, czasem wręcz przeciwnie. Opory przed przyznaniem się tej konkretnej postaci tłumaczone są rodziną, ale akurat ona może się rodziną nie przejmować, co wyjaśniono w tomie poprzednim.

Teoretycznie różnice w podejściu do seksualności można tłumaczyć różnymi Dworami, gdzie kultury i podejście do ludzi jest zupełnie inne. Tylko że w praktyce nie można, bo mimo pojawienia się przedstawicieli wszystkich Dworów, nie ma słowa o tym, jak wyglądają ich kultury. Jedyne różnice można dostrzec w klimacie i wyglądzie miast. No i mocach książąt. I tu wypadałoby wspomnieć o Tamlinie, którego mocy absolutnie nie rozumiem. Z jednej strony jeden z potężnych książąt. Książęta potrafią przenosić całe armie o Prythianie. Tamlin przez 2 i pół tomu jakby wcale tego nie potrafił – nawet w tomie trzecim podróżuje konno, mimo że musi znosić towarzystwo, na które nie ma ochoty. Potem Tamlin przenosi się sam w miejsce, do którego przenieść się nie powinien móc, bo jest chronione zaklęciami… Ciekawi mnie też kwestia ochrony umysłu: na Dworze Nocy zdaje się to być umiejętnością absolutnie powszechną. Wiemy, że czytanie myśli nie jest przypisane do konkretnego Dworu, a po prostu czasem się objawia. Dlaczego więc Tamlin, książę, o którym od dawna wiedziano, że będzie księciem, nie ma na ten temat pojęcia? Dlaczego jego poseł, wysyłany z misjami dyplomatycznymi w różne miejsca, nie ma na ten temat pojęcia? A w ogóle, dlaczego mówi się, że Feyra moc zmiennokształtności otrzymała od Tamlina, skoro wszyscy książęta to potrafią? Może to po prostu jej moc jako Księżnej?

Dziury w konstrukcji świata to nie wszystko, inne pojawiają się w fabule. Powtarza się, że Kocioł jest strasznie pilnowany, absolutnie niemożliwe jest dostanie się do niego, bo zawsze będzie strzeżony, a w ogóle to niebezpieczne… No i proszę, król porywa pewna bohaterkę i gdzie ją więzi? Przy Kotle. Jak się dostać do Kotła? Wystarczy się przebrać. Inna sytuacja: wszyscy wpadają w panikę, bo Feyra wybiera się na wycieczkę nic nikomu nie mówiąc. Dziewczyna po powrocie obiecuje poprawę. I znika ponownie, na kolejną niebezpieczną wycieczkę, co wszyscy olewają.

Ostatnio staram się, żeby w moich recenzjach był przynajmniej fragment dotyczący interpretacji utworu lub jego fragmentu. Tu nie wyjdzie, bo nie dość, że powieść jest strasznie prosta, to bardziej skupiałam się na szukaniu w niej logiki i elementów dopracowanych (są jakieś? chyba tylko postać Nesty). Na koniec mogę tylko wspomnieć, że jest kilka nieoczekiwanych zwrotów akcji (jak już się rozpędzi i przestanie nużyć). Naprawdę chciałabym znaleźć w tej książce co dobrego, ciekawego, co pozwoliłoby ją chociaż wpisać na listę guilty pleasure. Niestety, nie potrafię. Nie polecam, rzadko się zdarza, by książka aż tak irytowała.

Tytuł: Dwór skrzydeł i zguby

Autor: Sarah J. Maas

Wydawnictwo: Uroborus

Rok wydania: 2017

Liczba stron: 843

Dwór cierni i róż ~ Dwór mgieł i furii ~ Dwór skrzydeł i zguby ~