Plany, zasady i ogólna administracja życiem

9 października 2016 0 przez Aleksandra
Jakiś czas temu byłam w knajpie z ludźmi ze swojego roku. Nie wszystkimi, bo nigdy nie wychodzi tak, że każdy może i chce się spotkać, ale i tak była większość. Nic nadzwyczajnego, mój rok liczy kilkanaście osób. Jak to bywa w takich chwilach, gdzie spotyka się grupa ludzi, których niby wiele łączy, ale w sumie nic nie wiedzą o sobie nawzajem, tak i tu rozmowa zeszła na temat, który na pewno dotyczy wszystkich – uczelnię. Przy piwie, jak wiadomo, odwagi przybywa, więc i zaczęła się krytyka starosty, który nie podobał się większości i poszukiwania kandydata, który mógłby go zastąpić. Oczywiście nikt obowiązków przejąć nie chciał, ale bardzo chętnie wskazywano kogoś kto mógłby. Mnie. Na poparcie podawano zorganizowanie, umiejętności zarządcze, które poznała moja specjalność, zasadniczość. To było coś, czego się zupełnie nie spodziewałam.

Zorganizowanie i zasadniczość sprawiają, że bardzo często wydaję się sztywna i nie zjednuje mi to sympatii. Kiedyś mi to przeszkadzało, dziś mam już kilka osób, które potrafią mnie zrozumieć, zamiast próbować zmieniać i z którymi zawsze mogę się dogadać, więc już przestało. Zresztą, coraz częściej uważam, że to ważna i jedna z lepszych części mnie, a bywa również doceniana – jak widać na przykładzie sytuacji w knajpie.
Ogólnie lubię planować i jestem bardzo zorganizowana. Mam kalendarz (bullet journal, bo zwykły okazał się niewystarczający), tablicę na karteczki z tym, co ważnego czeka mnie w najbliższym czasie i która ma mi o tym przypominać. Mam zeszyt do bloga, gdzie planuję posty i notuję, o czym chcę pisać, co przeczytać i obejrzeć. Nie lubię żyć chwilą, więc planuję kilka miesięcy właściwie w każdej dziedzinie. Przykład? W lipcu kończę studia, a że przyszłość wiążę z książkami, literaturą i pisaniem, to już teraz szukam okazji na zdobycie doświadczenia w tym kierunku. I zdobywam lub nie, nie zawsze wszystko się udaje. Wymaga to czasu, więc wkrótce prawdopodobnie nie będę miała go za dużo na bloga, a że nie chcę pisać wyłącznie o klasyce  i ewentualnych premierach, to do końca grudnia mam zaplanowanych kilkadziesiąt postów. Jak w między czasie będę miała książki, filmy, okazję i ochotę dopisać coś więcej – super. Jak nie, to Kawiarenka i tak będzie trwać.
Nie jest tak, że planuję cały dzień, każdą jego minutę z góry – bez przesady. Jednak spontaniczność nie jest moją mocną stroną, nawet wyjścia gdzieś planuję wcześniej i raczej nie zdecyduję się na żadne ot tak, bez wcześniejszego ustalenia. Niektórym brak spontaniczności przeszkadza, dla mnie jest to podstawą bezpieczeństwa – wiem, że ze wszystkim dam sobie radę i osiągnę cel. Bo cel też zawsze mam, jak i drogę do jego osiągnięcia.
Kiedyś taka nie byłam – plany powstawały, ale ich realizacja niemal nigdy nie następowała. Jednak dwa kierunki studiów, praca i blogowanie sprawiły, że po prostu nie dało się tak dłużej i musiałam się zorganizować.
Jestem też zasadnicza. Regulaminy, zasady, myślenie co wypada, a co nie i co po prostu będzie odpowiednie jest czymś, co często denerwuje osoby w moim otoczeniu, a z czego nie potrafię zrezygnować. Często słyszę zarzut, że przesadzam, że nie potrafię wyluzować i faktycznie – bywa, że to prawda. Przestać jednak nie potrafię, a próba naruszenia reguł i liczenia, że się uda przyprawia mnie o szybsze bicie serca i drżenie dłoni. Bo przecież się nie uda, nie mi.

Wtedy, w knajpie, nie zgodziłam się zostać starostą, ale w momencie, gdy ówczesny musiał zrezygnować z przyczyn niezależnych od jego woli już tak. Takie chwile jednak kolekcjonuję w pamięci – cecha często krytykowana i mogąca być przyczyną niedogadywania się z niektórymi, może być też kiedyś doceniona. Może podnieść samoocenę i pomóc iść dalej, podejmować wyzwania. 
A Wy? Macie coś, co ktoś pochwalił, choć zupełnie się tego nie spodziewaliście?