[159] Przyrzeczeni

27 lipca 2016 0 przez Aleksandra
przyrzeczeni

Czasami lubię czytać złe książki i wybieram je świadomie. Nie chodzi mi o takie, które po prostu nie trafiają w mój gust, bo gatunek nie ten czy coś w tym stylu. Po prostu takie złe, które z logiką nie mają nic wspólnego, jakimś racjonalnym zachowaniem bohaterów jeszcze mniej, akcja to coś, co można sobie najwyżej wyobrazić. Takie książki zwykle zapewniają najlepszą rozrywkę i dlatego je czytam, zwykle nawet nie krytykuję i nie recenzuję, bo po co? Dokładnie do tej kategorii należy książka Przyrzeczeni, ale zrobiła na mnie takie wrażenie, że jednak postanowiłam przed nią przestrzec.

Jess jest typową amerykańską nastolatką. Na wskroś racjonalną, nie do końca wiedzącą czego chce od życia i zakompleksioną. Sytuacja nagle się zmienia, gdy poznaje Lucjusza – rumuńskiego wampira, z którym podobno jest zaręczona od dziecka.

Przyrzeczeni to nie jest książka schematyczna, choć wolałabym, żeby taka była. Poważnie, odbiegnięcia od schematu i próba oryginalności często aż bolą, choć przyznaję – czasem mają przebłyski interesujących rozwiązań. Na przykład nawet jak już się tworzy trójkąt, to nie między najcudowniejszymi postaciami w powieści. Przeciwnie Jess stanęła przed wyborem: cudowny Lucek a zwykły wieśniak, który niczym się nie wyróżnia. Już samo to prowadzi do absurdalnej sytuacji, ale są gorsze. Szczególnie na początku drażnią, potem można przywyknąć. Tylko… Serio, podniecanie się rolnikiem, bo przerzuca siano i ma mięśnie? Rzucanie widłami i ucieczka, gdy ktoś mówi, że jest wampirem? Ja to bym nie ryzykowała tak brutalnych rozwiązań, raczej uznałabym za żart i podjęła grę… Ale bohaterka nie grzeszy inteligencją na tyle, by myśleć o konsekwencjach. Nikt inny zresztą też nie, bo przecież wampiry (takie potężne, niebezpieczne, co to nie można ich zabić), które często są mordowane przez ludzi, zwłaszcza rodzina Vladescu (zerknijcie w poprzedni nawias a coś zacznie nie grać…) w Internecie opisują same siebie jako wampiry. Nie ukrywają się przed ludźmi ani nic. Nie kryją swojej tożsamości, tego że piją krew i są niebezpieczne. Dlaczego cały świat nie wierzy jeszcze w wampiry? Mieszkańcy pensylwańskiej miejscowości z miejsca uwierzyli…

Akcja, akcja… Że co? Nie ma jej tutaj, bo właściwie do końca nic się nie dzieje. Nawet jak powinno, bo jest okazja. Nic, null, zero. Na kilkaset stron tylko trzy wydarzenia zasługują na miano akcji, z czego jedno wyglądało jak żywcem wyjęte z telenoweli. Tu przyznam, że się zawiodłam. Nie oczekiwałam niczego dobrego poza tempem i zwrotami akcji, których nie było. No ale ten dramatyzm… Za każdym razem, kiedy robiło się groźnie lub romantycznie i namiętnie zaczynało się też dziać coś/padały takie słowa, że zaczynałam się śmiać. To raczej nie był zamysł autorki, bo śmiech w momencie kiedy bohater umiera chyba nie jest na miejscu.

Pojęcie papierowych postaci na pewno znacie. A wiecie, że mogą być całkiem wyraziste? Bo te z Przyrzeczonych często nie mają nawet takich papierowych charakterów. No dobrze, może trochę niesprawiedliwa jestem dla Lucjusza i Faith. Tylko dziewczyna jest schematyczną zołzą a Lucek przeszedł przemianę i z przyjemnie aroganckiego księcia zrobił się straszną ciapą. Nawet Edward ze Zmierzchu ostatecznie wydaje mi się lepszy, bo jednak miał więcej cech charakteru i jakiś logiczne podstawy do uważania się za złego i groźnego. Ba, w przeciwieństwie do biednego Lucka był niebezpieczny…

Przyrzeczeni nie są najgorszą książką, jaką czytałam. Znalazłoby się kilka gorszych. Tak po dłuższym zastanowieniu. Ale naprawdę nie polecam, chyba że lubicie się od czasu do czasu pośmiać z głupot. W takich okolicznościach trafiliście doskonale, bo Przyrzeczeni oferują ich naprawdę dużo i tym samym zaspokoiły moją potrzebę.

Autor: Beth Fantaskey
Tytuł: Przyrzeczeni
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 408