Miesiąc w zdjęciach: marzec 2016

31 marca 2016 0 przez Aleksandra
Właściwie niewiele się wydarzyło w tym miesiącu, choć na uczelni jeszcze w miarę spokojnie, obowiązków też jakoś stosunkowo niewiele. No, poza pisaniem pracy magisterskiej, która powinna być pisana, ale jakoś jeszcze nie jest… Oczywiście, to nie tak, że nie mam nic. Myślę jednak, że na tym etapie powinnam mieć więcej i niebawem się za to zabiorę. Jak tylko zamiotę pustynię.

Tymczasem w marcu byłam na wystawie kotów. Poniżej zdjęcie jedynego kota, któremu zdjęcie chciałam robić. Uwielbiam koty i nawet nie próbuję się z tym kryć. Te na wystawie były niesamowicie piękne, kochane i… Smutne. Biedne, siedziały w klatkach, większość spała i tylko patrzyły przerażone na ludzi. Jakbym nie uwielbiała kotów, tak wiem, że na żadną wystawę więcej iść nie chcę.
Luby mój odkrył, że pisaki do tablic na uczelni doskonale sprawdzają się też do pisania po meblach. Napis na stole uroczy, rzeczywiście się uśmiechnęłam. I prosiłam, żeby więcej tego nie robił, bo o ile pięknie schodzi z gładkich powierzchni, to z chropowatego stołu już nie… Lepiej wróćmy do samoprzylepnych karteczek 😀
Naszło mnie na wiosenne zmiany, a co kobieta może zmienić szybciej niż fryzurę? Nie przyszło mi nic do głowy, do tej pory nie przychodzi. Więc rozjaśniłam włosy. Przy okazji wzbudziłam tym pewne poruszenie wśród znajomych, bo o ile różnie podchodzę do kosmetyków i pielęgnacji, tak na punkcie włosów mam kota i bardzo dbam, żeby się nie niszczyły. Prawdopodobnie przetestowałam więcej kosmetyków do włosów niż innych pielęgnacyjnych i kolorówki przez całe życie…
Mój naturalny kolor jest bardzo ciemny, prawie czarny. Na zdjęciu widać coś jak jaśniejszy brąz, w rzeczywistości są jeszcze jaśniejsze, do tego rudawe – nie szło tego uchwycić na zdjęciu. Farba oczywiście nie chwyciła równo, bo moje włosy się z farbami nie lubią, ale ostatecznie z efektu jestem zadowolona.
W marcu były Święta, a skoro tak, to pojechałam do domu na dłużej niż weekend. Nie przepadam za jakimikolwiek Świętami, cieszę się, że do Bożego Narodzenia jeszcze tyle czasu, ale było kilka miłych chwil – wspólne malowanie pisanek, czy gra z bratem w Chińczyka. Gdyby jeszcze przy zabawie tyle nie marudził… Ale to chyba rodzinne 😀
A skoro Święta w domu, do tego piękna pogoda, to wycieczka była obowiązkowa. W końcu ile można się obijać?
Tym razem pojechałam z rodzicami zobaczyć młyn wodny w Głęboczku. Oczywiście już dawno nie działa, obecnie, choć zabytek, sypie się i prawdopodobnie niedługo zawali. Pieniędzy na remont konserwator zabytków nie ma, rozebrać, żeby nikomu się nie stała krzywda (jest w naprawdę opłakanym stanie) nie można, bo zabytek. Błędne koło…
A jak Wam minął marzec?