Top 5: Powieści, do których mam sentyment

23 listopada 2015 0 przez Aleksandra
Każdy ma takie książki, do których albo lubi wracać, albo wspomina je miło, choć trochę boi się przeczytać je ponownie – jeszcze okazałoby się, że nie są tak dobre, jak dotąd uważaliśmy. W moim przypadku to książki dzieciństwa – albo takie, z którymi dorastałam, albo czytałam je na określonym etapie i wiążą się z nimi jakieś wspomnienia. Oto one.
źródło

5. Pamiętnik księżniczki, M. Cabot (i inne książki tej autorki)

Naprawdę nie wiem dlaczego tak miło wspominam książki Cabot. Faktem jest, że przeczytałam ich sporo – starczy spojrzeć na moją biblioteczkę na LC. Może było to spowodowane tym, że przez jej książki po raz pierwszy zetknęłam się ze współczesną literaturą młodzieżową – wcześniej czytałam książki z pokolenia mamy, wydawane w peerelowskiej Polsce, które jednak znacząco się różniły. Mam kilka swoich części, jakiś czas temu zastanawiałam się nad ich sprzedażą, ale nie mogę. Jednak za dużo dla mnie znaczą, choć córce zdecydowanie bym ich nie podsunęła.

4. Jeżycjada, M. Musierowicz
Olbrzymia seria małych książeczek. Nie przeczytałam wszystkich – jakieś trzy, może cztery ostatnie tomy jeszcze przede mną i chyba na długo tak pozostanie. To jedna z tych serii, które czytałam nieregularnie i niechronologicznie – zaczęłam od Idy sierpniowej i Opium w rosole (w tej kolejności), potem były kolejne części. Potrafiłam przeczytać kilka pod rząd, po czym przez kilka miesięcy nie wracać do Musierowicz w ogóle. Ale miałam swoje ukochane postacie (no dobrze, do tej pory mam), na które cały czas czekałam, były też takie, co do których zmieniałam zdanie wraz z rozwojem wydarzeń.
Serię kojarzę z rodzinnym ciepłem, miłością – chyba dzięki temu stała się dla mnie tak ważna.
W przeciwieństwie do poprzedniej, Jeżycjadę poleciłabym każdemu i zawsze. Ba, nawet dziś to zrobiłam w pracy.

3. Artemis Fowl, E. Colfer
Czasy gimnazjum. Chciałoby się rzec, że piękne, ale wcale tak nie uważam. Raczej okropne. Na szczęście to wtedy spędzałam dnie na czytaniu wszystkiego, co wpadło mi w ręce. Dosłownie wszystkiego: książek z wyższych półek (Potop czytany z własnej woli) i niższych (Zmierzch), a także całkiem niskich (Blond gejsza). Błądząc pośród regałów w bibliotece, nie do końca wiedząc, czego szukać trafiłam w końcu na Artemisa. I przepadłam – kilka tomów serii łyknęłam w niecały tydzień, później szukałam innych książek tego autora. Dziwi mnie, że jest tak mało popularny w Polsce – pisze naprawdę przyzwoite młodzieżówki, fantastyka jego pióra też jest niesamowita. Nie raz zachwycałam się intelektem Fowla, nie raz śmiałam z żartów w dialogach i podziwiałam pomysłowość autora w kwestii kreacji świata. Nie tylko w przypadku Artemisa, ale to on utkwił mi w pamięci najbardziej. To były książki, przy których przepadałam dla świata.
Nie muszę chyba mówić, że serię czytałam kilka razy?
2. Sceny z życia smoków, B. Krupska
Bajka, którą czytała mi mama, później chyba sama zaczynałam ją czytać, gdy już się nauczyłam. Przyznaję – słabo ją pamiętam, głównie świetne obrazki i zbieranie muchomorów. Ale dotąd wiem, że zupa ogórkowa jest dobra, bo smoki ją lubią. Dziwna sprawa, była moją ulubioną zupą dzieciństwa. Mogłam grymasić przy jedzeniu, nie chcieć jeść w ogóle, ale zupę ogórkową zawsze zjadłam. Ciekawe dlaczego… Taki patent na niejadka. 
1. Harry Potter, J. K. Rowling
Z Harrym dorastałam. Niecierpliwie czekałam na kolejne tomy, by w parę dni po premierze mieć je już przeczytane i to nie bacząc, że akurat powinnam się uczyć. W przerwach pomiędzy kolejnymi częściami czytałam już wydane, po kilka-kilkanaście razy. Najwięcej razy przeczytałam chyba Kamień Filozoficzny – początek podstawówki, trochę potrwało nim znalazłam Komnatę Tajemnic i Więźnia Azkabanu (to mój ukochany tom). Chociaż i Zakon Feniksa był cudowny… Do czasu, bo to jego końcówka sprawiła, że po raz pierwszy, ale nie ostatni płakałam przy lekturze serii. 
Ciekawostka? Lubiłam filmy o Potterze, ale ostatniej części Insygniów śmierci do tej pory nie widziałam. Muszę to nadrobić, ale coś czuję, że będę płakać… No i ten dym przy przemieszczaniu się Śmierciożerców jakoś strasznie mnie bawi… Zostawiają tego więcej niż zepsuty Maluch, UE powinna się do nich dobrać za zanieczyszczanie środowiska.
Pięć miejsc to zdecydowanie za mało, by zmieściły się tu wszystkie ważne książki. Z pewnością brakuje tu Władcy Pierścieni, Ani z Zielonego Wzgórza, Tajemnicy zaklęcia i Pana Samochodzika, a także wielu książek, które akurat nie przyszły mi do głowy. Faktem jest, że moje dzieciństwo i czas dorastania wypełniały książki i to z nimi spędzałam czas zamiast z rówieśnikami. Jak widać nieposiadanie życia jest u mnie stanem naturalnym od dziecka 🙂

Jak wygląda to u Was? Znacie wymienione przeze mnie? Może też są dla Was ważne?