[54] Takie coś – „Rozkosze nocy”
25 stycznia 2015Były takie czasy, że czytywałam sporo opowiadań na blogach. Niektóre były niezłe i rzeczywiście nie mogłam się doczekać kolejnych części. Inne były takie sobie, dziwne, ale były też takie najzwyczajniej w świecie złe. Czytając „Rozkosze nocy” nie mogłam się oprzeć wrażeniu, że właśnie czytam tekst wydrukowany z bloga i zastanawiało mnie tylko, do której kategorii z powyższych go zakwalifikować – złe czy takie sobie.
Amanda pochodzi z niezwykłej rodziny czarownic, ale korzystanie z mocy jest ostatnią rzeczą na jaką ma ochotę. Pragnie zwyczajnego życia ze zwyczajnym mężem, dziećmi, domem i pracą księgowej. Rodzina wszystko jednak komplikuje i kolejnych kandydatów na mężów odstrasza, pragnąc dla niej kogoś wyjątkowego. Po kolejnych zerwanych zaręczynach przez przypadek wplątuje się w kłopoty i budzi przykuta do wyjątkowego mężczyzny, z którym musi uciekać przed rządnym krwi daimonem. Nie jest przygotowana na niebezpieczeństwo a kwestii nowego związku też nie może liczyć na poparcie rodziny.
Zacznijmy może od tego, że po kolei odhaczałam schematy. Główna bohaterka mająca niezwykle zdolności, których nie chce? Jest. Bogaty, niezrównany, piękny, mądry etc. główny bohater jest? Jest. Były Amandy jest beznadziejny? Oczywiście. Tragiczna przeszłość głównego bohatera? No ba! A czy przez nią zgrywa człowieka bez serca, choć wszyscy uważają, że taki nie jest? Tak. Miłość tej dwójki bezsensowna i nie ma szans na happy end? A jakże! Podrzućcie sobie jeszcze jakiś schemat, na pewno będzie pasował. Autorka wykorzystała ich tyle, że zastanawiam się, o czym napisała drugą część, bo z całą pewnością zbrakło.
Główny bohater był grekiem z Tracji. Teraz jest Mrocznym Łowcą, ale tu się zaczyna problem, bo przy pierwszym spotkaniu mówi, że jest wampirem, ale nie pije krwi, bo nie musi. Kilka stron dalej spotyka kolegę. Jak się poznali? Kolega widział jak się pożywia, a chyba nie chodziło o kanapkę z sałatą – kontekst wskazywał na coś dziwniejszego. Potem Kyrian zmienił zdanie i zaczął twierdzić, że nie jest wampirem. Kilka stron i znów nim jest, potem nie jest, znów jest i nie i ogólnie kryzys osobowości level hard. Przykre. Może sprawiły to 2000 lat życia, może traumatyczna przeszłość, samotność (póki nie spotkał Amandy biedak był sam jak palec. Tylko giermek mu towarzyszył. I służba. Ale oni najwyraźniej się nie liczą, bo samotność Kyriana wciąż była podkreślana. No i nie byłoby tak smutno), a może właśnie dochodzimy do momentu, w którym muszę napisać, że…
…autorka nie miała pojęcia jak poprowadzić fabułę i jak ma wyglądać świat w jej książce. Określenie co powinni umieć bohaterowie też chyba okazało się zbyt trudne/czasochłonne. Przykład? Co bogowie lub inni temu podobni zrobią mocą, nie odwrócą tego – Apollo dał Kasandrze moc przewidywania przyszłości, ale kiedy go zdenerwowała, nie mógł jej odebrać, mógł tylko sprawić, że nikt w jej przepowiednie nie uwierzy. To podobno podstawowa zasada dotycząca mocy, ale nikt nie poinformował o niej Kyriana. Kiedy okazuje się, że Łowca może czytać w myślach Amandy, ta się wkurza, więc stwierdził, ze może zrezygnować z tej zdolności względem niej, a w razie potrzeby ją odzyskać. Tu jest dodatkowa ciekawostka – absolutnie nic nie wskazywało na to, że Kyrian potrafi czytać w myślach, a było kilka okazji, przy których dzięki temu mógł zapobiec głupim ruchom Amandy. Kiedy o tym czytałam, miałam nieoparte wrażenie, że umiejętność pojawiła się nagle, tylko po to, by postawić główną bohaterkę w niezręcznej sytuacji. Takich kwiatków w „Rozkoszach nocy” jest sporo, więc już nawet mnie to nie zdziwiło.
Amanda też jest wspaniała. Nawet dosłownie, bo oczywiście jest mądra, piękna, wyjątkowa, ma moce, z których sobie nawet nie zdaje sprawy i tak dalej. Pech chciał, że coś nie tak jest z jej instynktem samozachowawczym i zdolnościami poznawczymi. Nie poznaje po głosie swojego byłego, z którym zerwała dzień wcześniej, nie robi na niej wrażenia, że budzi się przykuta do krwiożerczego wampira w jakiejś opuszczonej fabryce (jej siostra poluje na takie bestie, więc czym się będzie przejmować…), że spotyka antycznych bogów, którzy jej pomagają… Dopiero pożar w domu robi na niej jakieś wrażenie. Jakieś, bo w sumie dość szybko przechodzi nad tym do porządku dziennego. Na plus wychodzi jej to, że w przeciwieństwie do większości postaci kobiecych w tego typu książkach to nie ona przez głupotę i upór narażała się na niebezpieczeństwo, a Kyrian. Jakieś odbiegnięcie od sztampowości jest! Jedno.
A teraz poruszmy kwestię kajdan, którymi byli skuci na początku – strasznie ciężkie do zdjęcia, można to zrobić tylko kluczem lub przy pomocy boga Hefajstosa. Tam ta dam… Wpadli przypadkiem na boga Hefajstosa, który jest ojcem męża przyjaciółki siostry głównej bohaterki (boru, co za ciąg). Ten sam mąż przypadkiem jest przyjacielem Łowcy z czasów, kiedy walczył z Rzymianami jakieś 100 lat przed naszą erą. A rodzice wpadli do niego na weekend pomóc przy dzieciach – Hefajstos i Afrodyta.
Opisy? Bywało coś takiego, ale rzadko. Dotyczyło wyglądu bohaterów (piękni i pociągający) i pomieszczeń (stał stół, na ścianie były zdjęcia dzieci) oraz, z braku lepszego określenia, przemyśleń bohaterów. A te kręciły się wokół jednego – seksu. Początkowo liczyłam strony, na których nie było by do niego jakiegoś nawiązania, ale było ich tam mało, że szybko mi się odechciało. Ja rozumiem, że to erotyk, ale przy tym, to nawet „50 Shades of Grey” przedstawiało bujne życie wewnętrzne bohaterów.
Już chyba nikogo nie muszę przekonywać, że książka jest zła. Jest, ale ma jeden plus – wątek humorystyczny. Czasami dialogi były przyjemnie sarkastyczne, ale częściej po prostu wydarzenia, działania postaci czy ich myśli potrafiły zabić śmiechem. Naiwne, głupie, nieprzemyślane. Były chwile, kiedy zastanawiałam się, czy to czasem nie jest parodia. Niestety nie.
Nie polecam, chyba że ktoś odkrył w sobie masochistyczną przyjemność czytania złej literatury. Ja chyba tak, bo bawiłam się naprawdę dobrze poszukując kolejnych niedociągnięć, nieścisłości, nielogiczności, choć łatwiej byłoby szukać czegoś z sensem.
>*<