[49] Gdy nie wiadomo, co mają robić bohaterowie, zawsze mogą się kłócić – „Elita”

28 grudnia 2014 0 przez Aleksandra
Tytuł: Selekcja: Elita
Autor: Kiera Cass
Rok wydania: 2014
Wydawnictwo: Jaguar

Liczba stron: 328

Kandydatek do tytułu księżniczki coraz mniej, ale America nadal pozostaje w grze. Jej sytuacja jako kandydatki biorącej udział w Eliminacjach jest coraz bardziej skomplikowana i niepewna. Maxon oddala się od niej coraz bardziej, za to zbliża się ktoś inny…

Ten tom skupia się bardziej na polityce – sytuacji w Illilei, ale również w dawnej Ameryce. Dostałam w końcu swoje odpowiedzi na to, dlaczego wprowadzono system kastowy i jak. Odpowiedzi ładne, proste, logiczne i niesamowicie okrutne. America również była nimi strasznie wzburzona i nawet rozumiem jej późniejsze niezbyt rozsądne działanie. Czy wprowadzenie systemu kastowego miało sens? Miało. Czy było dla dobra Illei? To już trochę inna sprawa, ale sypnęły mi się moje rozważania oparte o ekonomię i logikę. Nie mają racji bytu w zestawieniu z chciwością, jaka do wszystkiego doprowadziła. Nie da się zaprzeczyć jednemu – twórca systemu zasługuje na szacunek dla swojej inteligencji i umiejętności przewidywania.

Wątek romantyczny zszedł troszkę na bok w związku ze skupieniem się na polityce oraz zadaniami, które muszą wykonywać dziewczęta – organizują przyjęcia, zastanawiają się nad akcjami charytatywnymi, którymi mogłyby się zajmować jako królowe. Wszystko po to, by udowodnić, która z nich najlepiej nadaje się do roli przyszłej królowej. Wątek ten nie mógłby jednak zniknąć całkowicie, bo książka straciłaby rację bytu. Dalej za słodko nie jest, chwilami jest za to skrajnie głupio. 

Relacje Mer i Maxona zaczynają się psuć. Z głupoty ich obojga. Że książę inteligencją nie grzeszy już pisałam, ale że Mer tak dziwne rzeczy zaczyna robić, to już mnie dziwi. Pojawiała się tu pewna niekonsekwencja w kreacji postaci. Dotąd nieco wycofana, ale błyszcząca inteligencją bohaterka, nagle staje się zbyt impulsywna i w ogóle nie myśli nad tym, co robi. Książę i kandydatka kłócą się, padają sobie w ramiona i godzą się, po to, by za chwilę znów się pokłócić. America raz chce wyjechać z pałacu, raz chce zostać, zdecydowana za bardzo nie jest. Chwilami było to strasznie irytujące. Jednak nawet gdy byli pogodzeni potrafili nieźle dać w kość. Maxon wie już, że Ami go kocha. Wie, że dziewczyna chce z nim być. I co robi? Rozmawia, tańczy, spotyka się ze wszystkimi, ale nie z nią. Pewnie, nie chce popełnić błędu, sprawdza, czy inne dziewczęta nie odpowiadają mu bardziej. Dlatego popełnia największy możliwy – odsuwa Ami od siebie. Na dodatek na zakończenie tego tomu konsekwencje ponosi przede wszystkim America. Ona przeprasza, ona dostrzega swoje błędy. Co robi nasz wspaniały książę? Przytakuje. Tak, twoja wina, ty wszystko zepsułaś. Koszmar!

Nie ma jednak co się denerwować na księcia. Niemal wszystkie postacie męskie w tej serii, to koszmar. W tym tomie mamy więcej Aspena. Często odwiedza Mer, jest ustawiany na warcie pod jej drzwiami… Przez cały tom czuć, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Według mnie, to najgorsza postać w całej serii. Wolę już okrutną i bezwzględną Celeste. Przynajmniej jest konsekwentnie prowadzona. Aspen jest wykreowany na Pana Idealnego. Wszyscy chwalą jaki jest wspaniały, dobry, troskliwy. Tak się martwi o lady Americę, taki spostrzegawczy, ależ gwardzisto Legerze, pan jest taki och i ach! Nie jest. Jest wkurzający. Wbrew temu, co inne postacie o nim mówią, Aspen nie jest idealny. Jest zaborczy, osłabia pewność siebie Mer. Nie wiem, czy celowo, czy rzeczywiście jej nie zna. Jest strasznie pamiętliwy i niechętny zmianom. Mam wrażenie, że wbrew temu, co mówi, wcale nie dba o Mer, a jedynie nie chce jej oddać innemu. Jak inaczej wyjaśnić to ciągłe powtarzania, że dziewczyna tam nie pasuje, ze powinna dać sobie spokój, że ja zmieniają. Owszem – zmieniają, ale tylko na lepsze. Zwłaszcza, że Mer zaczyna dostrzegać, jakie ma możliwości na swoim stanowisku. Nie wiem czy takie przedstawienie postaci, to był zamysł Cass, czy wypadek, ale bardzo mi się nie podoba.

O emocjach głównej bohaterki, jej rozterkach i obawach można było przeczytać w „Elicie” naprawdę dużo. Przy takiej ilości opisów i ich jakości naprawdę można było ją dobrze poznać i przywiązać się, ale i zrozumieć, dlaczego ma takie obawy. Przez to postać księcia wypada trochę słabiej, ponieważ mimo że wielokrotnie powtarza „Rozumiem, Ami”, to tak naprawdę chyba nie rozumie i nie chce rozumieć nic.

Narzekam sporo na ten tom, bo jest słabszy od poprzedniego, ale też nie jest taki zły. Romansidło jak romansidło, trzeba było trochę kłód pod nogi bohaterom powrzucać. Bardzo ładnie wpływa to na czytelnika – emocje w nim szaleją. Nie tylko z powodu bezsensowności pewnych kłótni, ale szczególnie z powodu tych, które sens miały. Nie da się zaprzeczyć, że przywiązałam się do głównych postaci i jakoś przykro mi się robiło, gdy czytałam o zawiedzionej czy smutnej Ami. „Rywalkami” byłam zachwycona. „Elita” poziomu nie trzyma, jest słabsza, jest przeciętna. Niestety.

>*<

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu.

Proszę o komentarze 🙂