3. Osobisty post o wszystkim i o niczym

1 listopada 2014 0 przez Aleksandra
źródło
No i stało się. Minął kolejny miesiąc, nie wiadomo jak i kiedy. Zaczynam się zastanawiać, czy przypadkiem czas nie przyspieszył. Jeszcze niedawno zaczynała się jesień, liście zmieniały barwę, ale wciąż było ciepło. Teraz jesień mamy pełną gębą, z całą szarością, niesamowitą ilością mgły i pierwszymi przymrozkami. Ba, nawet pojawiają się informacje o pierwszym śniegu w górach. Nie zauważyłam tego przejścia. Tak jakby jednego dnia jesień nadal była piękna i łagodna, następnego groziła już zbliżającą się zimą. Trochę smutno mi z tego powodu. Kiedy przestałam zwracać uwagę na takie rzeczy? Kiedy przestałam się uśmiechać na widok złotych liści i błękitnego nieba? Czy zdołam jeszcze odnaleźć w tym urok, czy dalej będę zaskoczona „ale to już? to koniec kolejnego miesiąca i świat się zmienił?”?

Dopadło mnie jesienne przesilenie. Już nic mi się nie chce, niewiele sensu widzę w tym, co robię. Sytuacji nie poprawia ilość tego, co mam do zrobienia – moja tablica korkowa, na której przyczepiam „przypominacze”, co na kiedy ma być, zaczyna wyglądać jak wytapetowana. I nieważne co i ile robię, karteczek tylko przybywa… To zniechęca. Bardzo. Na dodatek dziekanat ma nowe hobby – straszenie studentów skreśleniem z listy. Miesiąc, a już usłyszałam 2 takie groźby. Powodem takiego skreślenia może być wszystko – nie podpisanie w terminie ślubowania (dano nam znać w czwartek, że do końca tygodnia mamy je podpisać. W piątek dziekanat nieczynny), niepodpisanie na czas umowy (dano je nam na nieobowiązkowym wykładzie na 8 rano w czwartek. Zdziwienie wielkie, że w sali zamiast 80 osób niespełna 20). Podobno wspominano też coś o niedostarczeniu kopii dyplomu na czas – hallo, może najpierw nam te dyplomy wydajcie? I znajdźcie lepszego tłumacza, skoro obecny ma problem z przełożeniem kilku suplementów na angielski. O kolidujących zajęciach na jednym kierunku nie będę wspominać. O zmianie numerów kont opłat za akademik, kiedy większość już zapłaciła też nie. Tak, wszystkie te cudowne wydarzenia w obrębie jednej uczelni. W zasadzie to mogą już skreślać studentów z tych list. Chyba wszystkim ulży. Studenci nie będą się denerwować dziekanatem, dziekanatowi studenci nie będą przeszkadzać w pracy…
Pociesza mnie to, że niedługo będzie długi weekend. Nawet jeśli nie nadrobię wszystkiego, to chociaż się wyśpię. I poczytam. Dawno mi się nie zdarzyło, że prawie miesiąc męczę ciekawą, ale niezbyt długą powieść – nie sposób czytać dla przyjemności, kiedy kilka tomów na uczelnię straszy objętością i zbliżającym się terminem zaliczenia. Nie sposób ich wziąć ze sobą na uczelnię czy do autobusu – za duże. A czytanie wtedy powieści jakoś mniej przyjemne się robi, bo w pamięci pozostaje „Średniowiecze” Michałowskiej…
Proszę o komentarze.