[37] „Hello darkness my old friend…” – „Księga jesiennych demonów”

29 sierpnia 2014 0 przez Aleksandra
Tytuł: Księga jesiennych demonów
Autor: Jarosław Grzędowicz
Rok wydania: 2003
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 413

Grzędowicz to jeden z tych polskich autorów fantastyki, których nazwisko przynajmniej się kojarzy i gdzieś tam „Pan Lodowego Ogrodu” obija się w myślach, jako najsłynniejsza książka tego autorach, uznawana za jedną z najlepszych w rodzimej fantastyce. Ale ja nie o „Panu” dzisiaj. Nie chciałam zaczynać przygody z poznawaniem twórczość Grzędowicza od niego – co jeśli by mi się nie spodobał i zniechęcił do czytania kolejnych książek? Dlatego na pierwsze spotkanie wybrałam „Księgę jesiennych demonów”.

Książka składa się z prologu, 5 opowiadań i epilogu. W prologu poznajemy Jacka Wolskiego, który stracił wszystko i przez przypadek wszedł do sklepu z magią. Poznaje tam miejskiego szamana, który obiecuje mu pomoc i prosi o wysłuchanie kilku opowieści. Tymi opowieściami są właśnie opowiadania w książce. Wszystkie bardzo dobre. Ich fabuła jest ciekawa, nieprzewidywalna, choć nie goni na łeb na szyję, nie ma w niej masy zwrotów akcji. Są dość statyczne, ale zawierają masę opisów – uczuć, myśli bohaterów, otaczającego ich świata i tego, jak go postrzegają. Przyznam, że normalnie nie lubię opisów – zwykle mało wnoszą w powieść. W tym przypadku jest inaczej – opisy stanowią esencję opowiadań, na nich bazuje cała książka i jej sens. Próbowałam wybrać swoje ulubione opowiadanie w tym tomiku i te najgorsze – nie byłam w stanie. Każde ma coś, co przyciąga, urzeka i zachwyca.

„Czy odważysz się wyjść z domu po zachodzie słońca?”
 

Takie pytanie można znaleźć na tyle okładki mojego wydania. Towarzyszą mu inne, sugerujące, że książka jest horrorem z serii tych, po których człowiek boi się sam zasnąć. Nic bardziej mylnego. Rzeczywiście jest w pewien sposób przerażająca, budzi niepokój. Jednak nie za sprawą przerażających stworów, niewyjaśnionych wydarzeń czy morza krwi. Wszystko, co w tej książce może przerazić, pochodzi od człowieka. Od jego zachowań, działań, myśli. Od tego, do czego i jak dąży. Jak wiele jest w stanie zrobić i ile poświęcić, bo osiągnąć cel. A ten cel jest zwykle lichy – zwykła doczesność, bogate życie bez wysiłku. Spokojne i nijakie. Przerażająca jest przenikliwość i dokładność w spostrzeżeniach Grzędowicza. Potrafił dokładnie przedstawić w kilku opowiadaniach największe bolączki współczesnego człowieka. Jego słabości. To, jak łatwo go zniszczyć.

Więc tak. Odważę się wyjść z domu po zachodzie słońca. Ale ile razy zastanowię się nad otaczającymi mnie ludźmi i sobą, o tym jak bardzo pasujemy do opowiadań, niezależnie od pory dnia, jest już zagadką i dla mnie.

Recenzja bierze udział w wyzwaniu Czytam fantastykę.