[35] – „Morze Potworów”

13 sierpnia 2014 0 przez Aleksandra
Tytuł: Percy Jackson i bogowie olimpijscy: Morze Potworów
Autor: Rick Riordan
Rok wydania: 2009
Wydawnictwo: Galeria Książki
Liczba stron: 275

Nie lubię skreślać serii lub autora po przeczytaniu jednej książki i zwykle daję im drugą szansę. Tak też jest z Riordanem i serią „Percy Jackson i bogowie olimpijscy”, której pierwszy tom uznałam za bardzo przeciętny, a mimo to sięgnęłam po drugi, „Morze Potworów”.

Akcja w tym tomie ruszyła z kopyta niemal od pierwszej strony – Percy został zaatakowany, dość nieoczekiwanie, bo po roku spokoju, przez potwory, ucieka ze szkoły do Obozu Herosów i tu czekają go kolejne niemiłe niespodzianki, w efekcie których rusza na poszukiwania Złotego Runa w towarzystwie Annabeth i swojego… brata.

„Morze Potworów” nie sprawiło, że zapałałam nagłą miłością do tej serii. Ba, nawet o sympatii mówić nie można. Nie da się jednak zaprzeczyć, że książka jest lepsza od poprzedniej. Nieco. Dalej niemiłosiernie bazuje na schematach – wszystkie olbrzymy są złe, ale ten, którego spotkał Percy jest jedynym dobrym. I jest ciapowaty, pozbawiony odwagi i niezbyt ogarnięty – dobrze zastępuje Grovera. Pojawia się nowy nauczyciel, zły, sadystyczny i oczywiście od pierwszego spotkania nie lubi Jacksona. Z drugiej strony niektóre rozwiązania, na które wpadają bohaterowie, nie są już tak oczywiste. Na uwagę zasługuje zakończenie książki – jest zaskakujące, a jego konsekwencje mogą być bardzo interesujące.

Bohaterowie nie są już skrajnie jednowymiarowi – Annabeth nie jest tak idealna i mądra. Zaczyna popełniać błędy, mylić się, ma uprzedzenia wobec innych. Poznajemy również jej największą słabość i myślę, że odegra ona w dalszych tomach duża rolę. Trochę nowego charakteru zyskała Clarisse – jest zarozumiała, ale i pełna poświęcenia, odwagi. Pragnie uznania, ale jest to zrozumiałe, jeśli pamięta się kto jest jej ojcem i pozna się relacje jakie są między nimi.

„Morze Potworów” jest lekturą prostą, lekką i szybką. Nie można się przy niej nudzić i w żaden sposób nie męczy. Ale mówić o niej zbyt dużo też się nie da, w pamięci nie zostaje. To taki zwykły zabijacz czasu. Dobry na deszczowe popołudnie lub na odprężenie po szczególnie stresującym i męczącym tygodniu. Fenomen Percy’ego dalej pozostaje dla mnie tajemnicą.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykęPrzeczytam tyle, ile mam wzrostu.