[30] Powiało chłodem… – „Nawałnica mieczy. Stal i śnieg”

2 lipca 2014 0 przez Aleksandra
Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Czytam fantastykę, Przeczytam tyle, ile mam wzrostu.

Tytuł: Pieśń Lodu i Ognia: Nawałnica mieczy: Stal i Śnieg
Tytuł oryginału: A Storm of Swords vol. I: Steel and Snow
Autor: George Raymond Richard Martin
Rok wydania: 2007
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Liczba stron: 608

 

„Stal i śnieg” to pierwsza część tomu III sagi „Pieśni Lodu i Ognia” Georga Martina. W trakcie lektury ciężko mi powstrzymywać się od porównania książki z serialem i zauważania różnic, jednak w recenzji nie zamierzam się na tym skupiać.

Narracja jest prowadzona z perspektywy dziesięciu bohaterów. Takie rozbicie ma swoje zalety, ale i wady – możemy poznać historię rozgrywającą się w różnych miejscach i losy różnych bohaterów. Gwarantuje również zachowanie szarości – nikt nie jest idealnie dobry lub zły, zależy od perspektywy, bohaterowie nie wiedzą o wszystkim, ale czytelnik tak i może dostrzec pułapki na nich czyhające. Niestety, do niektórych bohaterów wraca się co kilkadziesiąt stron, więc trzeba sobie przypominać, co też postać robiła jakiś czas temu i na czym się to skończyło. Dostrzeganie pułapek zastawionych na bohaterów wiąże się z przewidywaniem fabuły, co nie jest wskazane. Tego na szczęście zbyt często nie ma, bo w „Stali i śniegu” było kilka zaskakujących zwrotów akcji. Mankamentem jest mnogość postaci – zapamiętanie wszystkich imion, herbów i tego, po czyjej stronie są, jest niemożliwe. Przyznam, że listę osób przedstawianych przez Oberyna przy pierwszym spotkaniu tylko przeleciałam wzrokiem – i tak ich nie zapamiętam póki nie odegrają większej roli.

W tej części po raz pierwszy można bliżej poznać Jamie’go i Sama, już nie tylko z punktu widzenia innych bohaterów, ale i ich własnych. O ile narracja z punktu widzenia Lannistera wnosi nowe spojrzenie na tę postać, o tyle Sam pozostał taki sam. Ma niesamowicie zaniżoną samoocenę, ale jest przy tym ze sobą szczery. Nie wymyśla sobie wad i niedoskonałości, a zauważa te, które rzeczywiście istnieją. Czyni to z niego najmniej interesującą postać, choć jego losy to już inna bajka.

Arya, John i Danny to postacie, których losy były w „Stali i śniegu” najciekawsze. Pierwsza w końcu straciła anonimowość, towarzyszy podróży i dostałą się w nową, bardziej interesującą niewolę. Nie straciła również na buńczucznym charakterze i czasem naprawdę ciężko pamiętać, że jest jeszcze dzieckiem. Jej działania są zbyt przemyślane. John został dzikim, przynajmniej pozornie. Znalazł miłość, złamał jedną z przysiąg… A Danny zbiera armię. Inteligentnie, z pewnością siebie i pomysłem. Zaskakująco. Podobnie jak w przypadku najmłodszej Starkówny, jest bardzo dojrzała jak na swój wiek i jej działania są bardzo przemyślane, ale czasami widać, że jest tylko młodą dziewczyną, choćby po zawodzie, jaki odczuwa dowiadując się, że jej brat nie był tak dobrym wojownikiem, jak myślała.

„Stal i śnieg” to dobra lektura i ciekawa część „Pieśni”, jednak niewiele ma wspólnego z tytułową „Nawałnicą mieczy”. Bitew zbyt wielu nie ma, bohaterowie zbierają siły i zajmują się polityką, a najważniejsze są przygotowania do królewskiego ślubu. Akcja wyraźnie zwalnia, ale i „Stal i śnieg” wiąż trzyma poziom poprzednich części.

Ocena: 5/6
Recenzja ukazała się również na webook.pl.